czwartek, 9 stycznia 2014

DZIEŃ 7 :) I CÓŻ ... PIERWSZY TYDZIEŃ ZA NAMI - ŻYCIE TOWARZYSKIE PRZED NAMI




Pierwszy tydzień za nami i tak się składa, że weekend przed nami. To oznacza kolejne wyzwanie. Mnóstwo pokus, no bo trzeba przecież nagrodzić się jakoś po ciężkim tygodniu. Weekend to wypady na miasto z przyjaciółmi, do knajpy, do kina, do rodziny. Czy da się to w ogóle pogodzić z nową dietą? W dodatku tak kontrowersyjną. Moim zdaniem - tak.  A oto kilka pomocnych wskazówek.


- po pierwsze znów kłania się planowanie. Aby nie ryzykować, że z lenistwa sięgniesz po kanapki, lub co gorsza chipsy i niezdrowe przekąski, zapakuj już teraz całą kuchnię zdrowymi, świeżymi owocami i warzywami, kup ulubione orzechy, pestki, suszone owoce (niekandyzowane i suszone naturalnie bez użycia środków chemicznych czy siarki). Ważne by były to owoce i warzywa, które naprawdę lubisz, sycące i łatwo dostępne. Owoce to taki raw fast food, najczęściej wystarczy je umyć i są gotowe do spożycia. Są też słodkie, soczyste, czasem kwaskowe i można je jeść po prostu palcami - czego chcieć więcej? Słodycz winogron poprzedza przecież pęknięcie i ta cudowna eksplozja soku w utach, banany są mączne, łatwo się je łyka, sycą i brzuszek się cieszy. Mając ulubione owoce w zasięgu ręki, będziesz mieć mniejszą pokusę, żeby sięgnąć po coś niezdrowego. 

- do kina, zamiast coli i wiadra popcornu można zabrać swoje przekąski. 

- rodzina i przyjaciele - cóż, jeżeli są w porządku, wystarczy porozmawiać z nimi, wytłumaczyć, że jesteście na diecie i aktualnie odżywiacie się trochę inaczej i wspólnie eksperymentować w kuchni. Moim sprawdzonym sposobem jest przynoszenie "w prezencie" np. koszyka owoców (wybieram takie mniej powszechne, żeby było ciekawiej) można się zajadać według swoich zasad, nie czyniąc kłopotu gospodarzom. Można też zaproponować przyjęcie składkowe i przynieść swoją sałatkę. Spróbuj zaprosić gości do siebie i uraczyć istną feerią barw i smaków soków, sałatek, drinków i deserów przygotowanych według zasady raw food. (mam w przygotowaniu kilka nowych przepisów na weekendową fiestę) Może któryś z gości również zapali się do takiego stylu życia? Tak czy inaczej, kuchnia eksperymentalna jest całkiem fajnym doświadczeniem na przyjęciach.

 - wychodząc do restauracji, masz możliwość przewertowania karty dań pod zupełnie innym kątem niż dotychczas (możesz się przygotować, sprawdzić w internecie oferty różnych restauracji i zaproponować, że to ty wybierzesz lokal). Może odkryjesz istne perełki? Jeżeli karta nie zachęca, spróbuj po prostu zapytać kelnera, czy istnieje możliwość przygotowania czegoś na specjalne zamówienie. Z mojego doświadczenia, szefowie kuchni pozytywnie reagują na takie prośby. Pomaga im to nawet wybić się z pewnej rutyny i puścić wodze fantazji. Oto kilka historii z mojego życia.

Na najbardziej entuzjastyczną reakcję trafiłam o dziwo w barze sushi (77 sushi w Sopocie). W karcie były wówczas tylko 2-3 rolki i to jako dodatek do jakiegoś zestawu (dziś dostaniecie tam cały zestaw wege i pyszne sałatki z glonów)  Sushi chef powiedział, że to wielka przyjemność dla niego komponować dla mnie maki z różnymi kombinacjami warzyw i owoców. Na deser dostałam sałatkę owocową. Wyszłam miło dopieszczona kulinarnie i gotowa na szaleństwo figurowe na lodowisku tuż przy słynnym sopockim molo. Bajeczny wieczór. 

Dziś sama przygotowuję doskonałe sushi - przepis wrzucę przed weekendem - macie moje słowo.



Innym razem w Łebie, grubo jeszcze przed sezonem, wraz z mężem wbiliśmy do jedynej chyba otwartej restauracji (w każdym razie jednej z niewielu) i poprosiłam uprzejmie o sałatkę spoza karty, z dużą ilością warzyw, bez sztucznych gotowych sosików, majonezu, grzanek i tym podobnych dodatków. Kiedy już właściciel wyszedł z osłupienia, wygarnął chyba wszystkie warzywa, jakie miał na składzie (łącznie z tymi służącymi do dekoracji) i podał mi danie, pilnując cały czas, czy zjem, czy będzie mi smakowało i czy się w ogóle najem. Słowo honoru, że to była chyba największa sałatka jaką mi kiedykolwiek zaserwowano w restauracji. Nie powalała, ale doceniając zaangażowanie gospodarza, wtranżalam ją i chwaliłam pod niebiosa. 

Innym razem poprosiłam w  barze typu kebab o same warzywka i również dostałam niezłe korytko (w myśl przekonania mięsożerców, że warzywami się ciężko najeść a weganie to wiecznie głodni biedacy, których trzeba koniecznie dożywić) i do tego mega tanio - bo przecież to tylko dodatki, nie przedstawiające wielkiej wartości w mięsnym menu. 

Oczywiście, nie liczę na to, że są to warzywa ekologiczne, ale ... mówimy tu o wydarzeniu towarzyskim, a nie całorocznym wyżywieniu, więc wybrałam takie ekstremalne przykłady, by pokazać, że w każdej sytuacji można się dogadać i mieć z tego frajdę. Trzeba mieć tylko odwagę otworzyć buzię. W ostateczności można zamówić sałatkę grecką, bez fety i skropioną tylko odrobiną oliwy i soku z cytryny. Tak jak pisałam wyżej, chodzi tu przede wszystkim o spotkanie w gronie przyjaciół. 


Na dziś to tyle, jutro wrzucę wyjątkowo na raz kilka przepisów na  weekend. Mam też ciekawą niespodziankę na niedzielę, więc zapraszam już teraz. Zapraszam również do komentowania i zadawania pytań w razie wątpliwości. Było by miło mieć jakiś odzew z Waszej strony. Pozdrawiam. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz