piątek, 24 stycznia 2014

21 DNI ZA NAMI - I CO DALEJ?

Po pierwsze chciałam podziękować i pogratulować serdecznie wszystkim osobom, które towarzyszyły mi w tym 21 dniowym wyzwaniu 100% raw vegan detox.  Mam nadzieję, że efekty były na tyle pozytywne, by zachęcić Was do wprowadzenia większej ilości zdrowych, naturalnych posiłków i surowych, soczystych warzyw i owoców do swojego codziennego jadłospisu. Osobom, które się wahały, czy by nie spróbować dokonać tej szczególnej zmiany życiowej, jaką jest przejście na 100% roślinne pożywienie wegańskie - mam nadzieję, że moje wskazówki okazały się pomocne. Niedowiarków - pozdrawiam i zachęcam do podejmowania kolejnych wyzwań. Wyzwanie się skończyło, ale blog nadal otwiera szeroko swoje karty i moje serce dla wszystkich zainteresowanych nie tylko dietą, ale i życiem w zgodzie z naturą.

W tym miejscu wspomnę może o korzyściach, jakie ja osobiście zauważyłam u siebie w ciągu tych 3 tygodni.

- Po pierwsze, zyskałam mnóstwo energii życiowej. Już od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem całkowitego odstawienia kawy, którą od czasu do czasu popijam. Okazało się, że w ciągu tych 21 dni nie była mi ona wcale, ale to wcale potrzebna. Bomba witaminowa w postaci soków i koktajli dawała mi takiego kopa energetycznego, że nic więcej nie potrzeba. TEN PUNKT ZOSTAJE ZE MNĄ DALEJ.

- Po 2 zyskałam na wyglądzie, a przypisuję tą korzyść jeszcze większej ilości surowych liści (szpinaku, sałat, kapusty, natki etc) jaka zjadałam w tym czasie. Poprawiła mi się cera i nawet niespodzianki związane z "tymi" dniami nie pojawiły się w tym miesiącu na mojej twarzy.

 - Poprawiła się tez u mnie przemiana materii i ogólnie ... powiedzmy fizjologia - szybciej się też wysypiałam (po przejściu przez pierwszy tydzień, kiedy to spałam na okrągło, ale to objawy poświątecznego detoksu)

- Zapomniałam co to ból głowy, dzięki porządnemu nawilżeniu organizmu ( według cronometer.com, grubo ponad 100% zapotrzebowania, plus bomba nienawilżenia z rana - zasługa soków)

Co się nie wydarzyło ?

Nie schudłam, ale nie miałam takiego założenia, więc dbałam, by dostarczyć organizmowi min. 2000 kalorii.

Na koniec jeszcze mały kolaż zdjęć z tego okresu, nie wykorzystanych w postach.



Co my tu mamy:
1) Mój ulubiony bar sokowy, na wypady na miasto. Miałam okazje popróbować niektórych mieszanek, zanim wprowadziłam je do swojego sokowego kanonu. 
2) i 3) Zima pełna gębą. Pierwsze silne mrozy udekorowały przyrodę wokół mnie, tworząc piękne sweterki na drzewach i niesamowite kompozycje (jakby lodowe kwiaty) na naszym stawie
4) Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy - nie mogło nas tam nie być. (jedna z aukcji prowadzonej przez konferansjera - aukcja dzieł znanej kapeluszniczki ) Razem z mężem dołączyliśmy do banku dawców szpiku. Wszystkich gorąco zachęcam do wykonania tak prostego gestu, mogącego odmienić czyjeś życie.
5) - 8) ... jedzonko... :)soki, szaszłyki, dip do sałatek i chrupiących warzyw. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz