Moim zdaniem luty, to jeden z
najtrudniejszych miesięcy dla początkujących witarian. Wystarczy
pójść do pierwszego lepszego sklepu i zrobić zakupy. A potem
spróbować zjeść to co się kupiło. Drewniane ogórki, sałata
smakuje jak gazeta, pomidory …. już od jakiegoś czasu niejadalne.
Nawet natka pietruszki jest tak twarda, że trzeba ją żuć jak
trociny i kłuje w gardło. A to w sumie takie pierwsze pomysły
zakupowe. No ładnie, kobietę dopadła depresja – tak to na razie
wygląda. Nie, nic podobnego. Chciałabym po prostu podzielić się w
Wami garścią pomysłów, które możecie uruchomić w momencie,
kiedy surowe jedzenie jest niejadalne, albo w każdym dowolnym
momencie, kiedy wkrada się monotonia i nie macie już ochoty na tak
„nudną dietę” - jak wielu ludzi określa witarianizm i
weganizm.
Po pierwsze – ogórki, pomidory –
faktycznie idą precz z mojego stołu aż do wiosny. Nie ma sensu ich
kupować. Pomidory surowe zastępuję pomidorami suszonymi na słońcu,
które są smakują obłędnie w mojej ukochanej sałatce:
- sałata lub mix sałat wedle uznania
- kilka pomidorów suszonych (namoczonych wcześniej w oliwie, żeby zmiękły) pokrojonych w paseczki
- garść lekko pokruszonych włoskich orzechów
- garść suszonej (tez naturalnie) żurawiny niekandyzowanej
dressing:
- oliwa z oliwek (lub inna, byle by miała delikatny smak)
- ząbek czosnku posiekany lub wyciśnięty
- sok z połowy cytryny
- łyżka syropu z agawy
Mieszamy składniki w szejkerze.
***
Ogórki zastępuję cukinią. Zwłaszcza
w surowych zupach typu Gaspacho (przepis znajdziecie w zakładce
„przepisy”) lub minestrone (Gaspacho plus część warzyw
posiekanych i wrzuconych na koniec, żeby przyjemnie chrupały
podczas jedzenia). Wszystkie zupy zimą mam zwyczaj podgrzewać lekko
w kąpieli wodnej (do temperatury 40 stopni)
Ciekawym rozwiązaniem są mrożonki.
Maja wartości zbliżone do surowych owoców i warzyw, a smak o niebo
lepszy. Dodatkowo po rozmrożeniu np. brokuły czy fasolka – są
miękkie jak by były blanszowane. Moja ulubioną sałatką z
mrożonych warzyw jest :
- rozmrożone różyczki brokułów
- rozmrożone cieniutkie fasolki szparagowe (te naprawdę cieniutkie i długie)
- rozmrożony zielony groszek
- rozmrożona łuskana kukurydza
- fasola czerwona z puszki (taki kolorowy wyłom z tej całej receptury)
- do posypania uprażone nasiona sezamu i pestki dyni (obowiązkowo – bo to jest cały smak tej sałatki)
- do polania najprostszy dressing – oliwka, cytryna, plus dowolne zioła, zmielona gorczyca (zamiast musztardy) sól morska.
- Można odrobinę sałaty lodowej posiekać i ułożyć na spód, wtedy sałatkę się lepiej nakłada na talerzyki
***
Mrożonych owoców nie muszę chyba
reklamować. Wszelkie musy, lody, koktajle z malin, truskawek, jagód,
są nieocenione. W tym momencie też wyjmujemy resztki domowych
przetworów.
Większym uznaniem też w tym momencie
cieszą się u nas w domu wszelkiego rodzaju owsianki (i gotowane i
surowe i pół na pół) Namoczone płatki – owsiane, orkiszowe,
ryżowe, jaglane, migdałowe, plus pestki, orzechy, nasiona, z
dodatkiem suszonych owoców (daktyle, śliwki, rodzynki, żurawina) i
surowych (banan, kiwi, jabłko). Dla wzbogacenia oczywiście
prawdziwe proteinowe bomby – nasiona chia i nasiona konopi. W tym
okresie też gotujemy rożne Kasze. Najchętniej jaglaną, gryczaną
i quinoa.
Przepis na mój popisowy deser –
RAWkulki
- zmielone migdały w mikserze (nie całkiem na proszek, na taka drobna kaszkę)
- do tego dorzucamy suszone owoce (daktyle, rodzynki, śliwki)
- 1 łyżka konfitury, najlepiej śliwkowej
- włączamy znów mikser, uzyskamy masę podobną do truflowej – w tym momencie chętni mogą dodać odrobinę alkoholu – najlepiej wiśniówki lub czegoś takiego.
Gotową masę przekładam do miski,
następnie nabieram palcami małe porcje i formuję z niej małe
kulki (tak na 1 kęs). Kulki obtaczam w surowym kakao lub wiórkach
kokosowych. Trufle gotowe. Naprawdę polecam.
***
Odważnym polecam też sałatkę z
glonów wakame, które można kupić w sklepach typu „kuchnie
świata”. Namaczamy je w wodzie (bo kupujemy suszone), potem
odsączamy, obsypujemy sezamem, a już na talerzyku polewamy sosem
sojowym.
***
Poza tym w moim koszyku w tym czasie
najczęściej lądują melony, jabłka, pomelo, por, marchewka,
kiszone ogórki, buraczki, pomarańcze, truskawki (mimo wszystko) –
bo świetnie nadają się do witaminizowanej smakowej wody
(przekrojone na pół 3-4 truskawki zalewam w dzbanku wodą mineralną
aby już po kilku minutach woda miała apetyczny truskawkowy aromat),
borówki amerykańskie, no i wszelka zielenina (rukola, roszponka,
sałata rzymska, dębowa, endywia, szpinak, botwinka, etc.
No i oczywiście kiełkujemy,
kiełkujemy, kiełkujemy – wszystko. Bo to żywa żywność jest,
proszę Państwa.
Nie chcę, żeby post był za długi i
przynudzający, ale to chyba dowód, że ta „dieta” jednak nie
jest nudna. Skoro można o niej tyle mówić i ciężko wyczerpać
temat. Przepraszam też za mniejszą ilość zdjęć, ale mój
ukochany mąż zabiera mi ostatnio aparat, żeby dokumentować swoje
realizacje (budownictwo energooszczędne) gdzieś na drugim końcu
Polski. Przy okazji, zapraszam też na jego blog http://projektpasywnydom.blogspot.com/
Taka rodzinna kryptoreklama ….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz